Kucharz w terenie, orientalne starcie.

Przedstawiając Wam kolejną funkcjonalność mojego, zapraszam Was do pierwszego materiału z cyklu "kucharz w terenie", w którym zabiorę Was na podróż ze mną do miejsc, gdzie zjecie nieprawdopodobne dzieła kuchni tradycyjnej i nowoczesnej. Na pierwszy wyprawę, i to nie bez powodu, zabieram Was do restauracji orientalnej (nazwy nie napiszę, ze względu na obawy posądzenia mnie o kryptoreklamę, chcecie ją poznać, piszcie na priv). Razem z moją żoną Karoliną wybraliśmy cielęcinę w dwóch odsłonach - łagodną i na ostro, nie muszę chyba Wam pisać, kto jadł ostrą. Co do dania głównego, tylko popatrzcie jakie smakowite:


I fakt - smakowało świetnie. Moja cielęcina była ostra, miękka, z wyraźnym, ale nie nachalnym aromatem oleju sezamowego (bardzo łatwo przesadzić z tym dodatkiem). Danie mojej żony było podobne, lecz mniej wyraźne. Gdybym miał polecić jedno z nich, wybrałbym swoje. A gdybym miał polecić lokal orientalny, poleciłbym właśnie ten.

Wracając do tematu, polecam gorąco spróbować specjału wietnamskiej kuchni, jakim jest zupa Pho Bo. Bulion z cienkimi plastrami surowej wołowiny, makaronem ryżowym, trawą cytrynową,  z dodatkiem przypraw nadających jej charakterystyczny ostry smak, takich jak świeży imbir, czosnek, cebula i oczywiście moja ulubiona, papryczka chili. Wygląda apetycznie, smakuje jeszcze lepiej.


Rozwiewając wszelkie wątpliwości, nie gotuję zupy Pho Bo i nie pokażę Wam, jak to zrobić. Już przy następnym spotkaniu, ugotuję Wam coś o wiele lepszego, Miso Ramen, czyli ulubioną zupę naszych japońskich przyjaciół. Jeśli nie mieliście przyjemności odwiedzić Ramen Shopu, to czeka Was wielka niespodzanka. Gorąca, pikantna, zaskakująca i pożywna zupa, która może przyjąć dowolną postać, w zależności od Waszych upodobań kulinarnych. Przedstawię moją wersję, odpowiadającą mojemu ideałowi Ramenu.

Życzę wszystkim smacznego, zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.




0 komentarze :

Prześlij komentarz