Witajcie moi niedocenieni czytelnicy :) Powróciłem i piszę, a co ważniejsze gotuję ze zdwojoną siłą...wasz niedoceniony kucharz. Prawdopodobnie zróciliście uwagę na zawiły tytuł tego posta, ale doszedłem do wniosku,że skoro mnie nie było tak długo to podzielę się z wami chociaż tym, czego w tym czasie zdołałem się nauczyć.

Uważacie,że aktorstwo jest proste, bo przecieź tak łatwo przychodzi wam kogoś oszukać lub skłamać? Jeśli tak, to spróbujcie dokonać metamorfozy własnej osoby, takiej by być miłym, interesującym, troskliwym i intrygującym będąc jednocześnie zaprzeczeniem tych cech a w dodatku pociągającym i odpychajacym , zainteresowanym i obojętnym  jednocześnie. Postarajcie się tak wytrzymać parę tygodni i nie dajcie się zwariować, bo na bank zapomnicie kim tak naprawdę jesteście. Zacznijcie od prostej sceny, stańcie przed lustrem i powiedzcie, " a więc masz problem tak?.ch.... mnie to obchodzi, ale bardzo chętnie cię wysłucham, opowiedz mi proszę" Brzmi to niedorzecznie, i tutaj się ze mną zgodzicie. Myślę że ktokolwiek kto oglądał 50 twarzy Greya, pamięta jak pijana Ana dzwoni do Krystiana wytykając mu brak zdecydowania w stosunku do ich relacji.Brzmi to właśnie tak jak każda z kolejnych wypowiedzi mojego bohatera.  Aktorstwo nie jest dla amatorów.A szczera i co najwarzniejsze spontaniczna wypowiedź lub zachowanie, zabrzmi o wiele lepiej niż najlepiej wyreżyserowany monolog.Pamiętajcie że zawsze coś może pójść nie po waszej mysli, wystarczy że zmieni sie jeden pozornie nic nie znaczący parametr, a scenariusz który mieliście w głowie legnie niczym domek z kart. Swoją drogą, dlaczego ktokolwiek miałby udawać kogoś kim nie jest.  Źaden powód nie jest odpowiedni. Na zamknięcie tego wątku parę słów nostalgii, ktokolwiek bowiem wymyslił jazz jest moim artystycznym guru, dziękuje Frankowi Sinatrze za świetne teksty i gratuluje Michaelowi Buble talentu sceniczno-wokalnego. Posłuchajcie tylko tego www.youtube.com/watch?v=Li0z_tETXWg&list=RDLi0z_tETXWg lub tego www.youtube.com/watch?v=u-tmTlTPYi0


Jako kucharz amator miałem nie lada ubaw oglądając niedawno odcinek master chefa w którym uczestnicy dostali cukinię i boczek jako dwa kluczowe składniki. Fakt iż każdy chciał zrobić zupę krem wcale mnie nie zaskoczył, ale widzę że byli jeszcze tacy, co zapamiętali Czapskiego z HK i postanowili przygotować placki z cukini i ziemniaków. Czy to wszystko na co stać najlepszych z najlepszych wsród amatorów? Nie rzucając słów na wiatr postanowiłem podjąć tą rękawicę i korzystając z mojego nieprofesjonalnego zaplecza przygotować moją wariację z tych składników, a jest nią cukiniowe tagliatelle z sosem carbonara.I pamietajcie "Carbonara bez śmietanki" bo inaczej nakrzyczy na was Alfredo www.youtube.com/watch?v=-XiOIQdkPqE

Wygląda klasycznie smakuje kosmicznie.



Składniki dla 2 osób:
 1 średnia cukinia
10 dkg surowego wędzonego boczku
2 całe jajka 1 żółtko
łyżka startego parmezanu
pieprz świeżo mielony
sól morska
chili w płatkach
kwiaty nasturcji do dekoracji

Przygotowanie

Cukinie dokładnie myjemy przekrawamy na pół, wycinamy miękki miąsz i za pomocą obieraczki do warzyw wycinamy pasma na podobieństwo wstążek.Teraz musimy zachartować nasze wstążki, dlatego gotujemy wodę w garnku a do miski wlewamy zimną i dorzucamy lodu. Wstążki wrzucamy do gotującej się wody na 30 sekund a następnie przekładamy do miski z zimną wodą na 2 minuty. Po tym czasie odsączamy i marynujemy w chili czarnym pieprzu i odrobinie soli morskiej.
Zabieramy się za carbonarę i tutaj uwaga nie zróbcie jajecznicy, zasady podobne jak przy sosie holenderskim. Kroimy boczek w kostkę i przesmażamy na patelni. W międzyczasie rozbijamy dwa jajka i jedno żółtko i lekko ubijamy, dodajemy pieprz,  sół i łyżkę tartego parmezanu. Dalej ubijamy, Kiedy boczek się już podsmaży,  dodajemy do jajek. Jego temperatura powinna zagęścić sos, ale nie ściąć jajek. Jeśli nie, to musicie popracować nad swoim sosem w kąpieli wodnej.

Serwis
 Na talerz układamy cukiniowe tagliatelle i polewamy sosem.  Możemy także posypać startym parmezanem dla efektu. Dodajemy nasturcję dla koloru i pamiętajcie, że jest to nie tylko kwiat jadalny ale także unikatowy w smaku. Na szczęście po tym nikt nie kazał oddać mi fartucha...



Na sam koniec jak to mówią "LAST BUT NOT LEAST" ostatnie, ale niemniej ważne.., Mam zaszczyt ogłosić że druga z rzędu kolacja degustacyjna odbędzie się w sobotę 31 pażdziernika, czyli w halloween, jednak jej tematyka nie będzie miała nic wspólnego z tym swiętem. Za to jak zwykle będziemy swiętować współne spotkanie przy stole w gronie przyjaciół, tych starych i nowych. Tematyką wiodącą tym razem będzie kuchnia Słowiańska, a dokładne menu i wiecej info dowiecie się z teasera na FB już niedługo.

Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.


Jest to jeden z najdłużej powstających artykułów na mojej stronie, ale patrzac na całokształt uważam że warto było poświęcić te parę tygodni na jego przygotowanie. Na potrzeby tego artykułu stworzyłem nową definicję znanej wcześniej już wszystkim organizacji, jako producent i dystrybutor farmaceutyków. Jest nim koncern farmaceutyczny, zorganizowana grupa osób pracujących w zmowie i umyślnie, mająca na celu pozyskiwanie funduszy i budowę własnego kapitału, poprzez wprowadzanie konsumenta w błąd, lub propagandę. W tym miejscu podkreślę że nie podałem żadnej nazwy więc pozwy o zniesławienie możecie sobie wsadzić tam gdzie trafia część waszej produkcji. Zacznijmy od faków, jeszcze przed drugą wojna światową wszystkie naturalne metody leczenia takie jak dieta, naturoterapia lub ziołolecznictwo uważano za metody konwencjonalne, dopiero gdy one zawodziły lekarz wychodził o krok dalej i przepisywał pacjentowi magiczne pigułki. Niestety wraz ze wzrostem podarzy na te środki, rynek medyczny wraz z całą służbą zdrowia uległ transformacji i to co nazywalismy kiedyś medycyną konwencjonalną w dzisiejszych czasach już nią nie jest, a jej zagadkowe do tej pory właściwości uzdrawiające jak i lekarze propagujący zostali odesłani do Lamusa, i tak mieli duzo szczęścia patrząc na tych biedaków co teraz gryzą glebę ale umowa jest taka "nie wolno publicznie mówić że rak czy nowotwór to choroby uleczalne". Ale ja wam powiem że są uleczanle i mam na to wiele dowodów. Za najbardziej wierzytelny zawsze stawiam siebię. Mam wyjątkowo wredny przypadek guza mózgu- glejaka. Pierwszy raz przedstawił mi się prawie trzy lata temu, zabierając mnie w podróż do pobliskiego szpitala o 5 rano na sygnale. Nasza znajomość była dość burzliwa więc postanowiłem sie pozbyć natręta, poddałem się operacji chirurgicznej mózgu. Ale nie zakończyło się to tak łatwo. Część mojego "przyjaciela" jest dalej w moim mózgu. Od pierwszego dnia zmnieniłem całkowicie swój sposób odżywiania. Zrezygnowałem z żywnośći przetworzonej, cukrów prostych, żywności o wysokiej zawartości dodatków, części mięs, zamieniając to na zdrową naturalną żywność. Dodatkowo złożyłem swój los na chołd naturoterapii i ziołolecznictwu, przyjmując wcześniej już wspomniane specyfiki z lamusa. I głeboko wierzę że stan w którym się teraz znajduje zawdzięczam działaniu tych niekonwencjonalnych metod. Amigdalina, boswellia, kapsaicyna, kurkumina, to naprawdę działa.  Żeby nie kopiować tego co już mogliście gdzieś przeczytać polecę wam parę artykułuw które o dziwo dalej są dostępne w sieci.

Wolnemedia.net oszacował wartość rynku farmaceutyków antynowotworowych w roku 2015 na 160 miliardów dolców, czyli jakieś 616 miliardów złotych.
/http://wolnemedia.net/wiadomosci-ze-swiata/naturalne-leki-na-raka-ukrywane-przed-opinia-publiczna/

Polecam też artykuł wnikliwego obserawtora z edrnona.pl

http://ulubione.blutu.pl/rak-grzyb-uleczalny-lek/

Ocenę powyższych danych pozostawię wam. A tymczasem korzystając z okazji ogłaszam konkurs, gdzie do wygrania będzie 1 podwójne zaproszenie na następną kolację degustacyjną. Żeby wziąć udział w konkursie trzeba udzielić poprawnej odpowiedzi na pytanie konkursowe w komentarzu pod artykułem, oraz polibić oficjalny profil OBC na facebooku. Pytanie można uznać za dość trywialne. Ale brzmi ono następująco "co wspólnego ma witamina D z Kremem do opalania z filtrem" O wygranej decyduje kolejność zgłoszeń. Czas start!!!

Spodobał Ci się ten artykuł, podziel się nim ze znajomymi. Masz jakieś wątpliwości, zapytaj mnie a  na pewno odpowiem. Chciałbyś coś dodać, zostaw komentarz.




Wolnymi krokami zbliżamy się do kolejnego, już drugiego wielkiego momentu w dziejach OBC, będzie to druga kolacja degustacyjna której tematem będzie kuchnia słowiańska, dokładniej mówiąc Polska i centralnej europy. Jako wielbiciel szlachetnych mięs postaram się by menu było szalone i  dzikie, a smaki które będziecie mogli wspólnie odkryć na zawsze zmienią wasze poglądy na kuchnię polską. Kuchnia polska to nie tylko schabowy, kapusta i pierogi. Jesteśmy chojnie obdarzeni w produkty takie jak dzikie ptactwo, zwierzyna zagrodowa, czy też sery zagrodowe, dorodne warzywa i owoce oraz regionalne produkty przetwórstwa. Ich jakość i niecodzienny wyrafinowany smak został doceniony przez wielu zagranicznych gości, a także wynagrodzony licznymi certyfikatami nazw pochodzenia. Francuzi mają swoje fui gras, Włosi mozzarella di bufalla a my wcale nie jesteśmy gorsi, mamy oscypki, bryndzę podhalańską wieprzowinę złotnicką, miód wrzosowy z borów Dolnośląskich, miód kurpiowski, rogaliki świętomarcińskie, kiełbasy: lisiecka, jałowcowa, myśliwska.oraz wiele innych.Jesli chcesz poczytać wiecej na ten temat zapraszam na stronę poświęconą tej tematyce #ESOPRiT.Życzę miłej lektury, tymczasem zapraszam na prosty i zaskakujący przepis na wyjątkową przystawkę na ciepło.
Gwoździem programu będzie kurczak w boczku i szałwią. A jego przygotowanie zajmie nam około 15 minut.




Składniki na 4 osoby:
- 1 pierś z kury zagrodowej( filet z kurczaka to nie to samo, ale to wy zdecydujecie )
- 10 plastrów surowego, wędzonego boczku, poza moim rzeźnikiem, można dostać go jeszcze w każdym lidlu od Pikoka ( tak nawiasem mówiąc nikt mi nie płaci za to że to piszę... a chyba jednak powinni :P)
- 8 liści świeżej szałwii (dostępna również w lidlu w doniczkach, ) .
- olej rzepakowy lub słonecznikowy
- pieprz
- sól morska
- wykałaczki

Przygotowanie
 Mięso myjemy, osuszamy i czyścimy z wszelkich przerostów. Tniemy na osiem symetrycznych kawałków, przyprawiamy solą i pieprzem, następnie skrzętnie zawijamy w plastry boczku z 1 liściem szałwii, potrzeba nam tylko 8, ja napisałem 10 bo zawsze zjadam dwa (plastry boczku)
Roladki smażymy na patelni posmarowanej olejem, na brąz z każdej strony.
Wykładamy na talerz i zajadamy.



Oczywiście ten przepis można dowolnie modyfikować, zastąpić boczek szynką dojrzewającą, mięso na cielecinę, wołowinę lub polędwicę wieprzową. Surf&turf już wam kiedyś pokazałem #łosoś w boczku

Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
Jagnięcina jest naprawdę wyjątkowym mięsem, w sam raz dla amatorów podróży po zakątkach kulinarnych doznań sensorycznych. Jest dzika, niezmienna, wyraźna, i wspaniale łaczy się z ziołami takimi jak rozmaryn czy mięta, dzięki czemu można otrzymać powalające kombinacje. Moja propozycja na dzisiaj ma jednak na celu zamieszać w tym garze smaków. Zapraszam na najlepszą jagnięcinę tego lata. Zanim jednak rozgrzejecie patelnie, parę słów na tematy bierzące. Tak, nie było mnie dość długo, ale działo się dość dużo rzeczy, które pochłonęły mój czas i uwagę w tym czasie. Na miejscu pierwszym postawię Hells kitchen i zmagania w Warszawie, gdzie dzięki mojej chorobie, wywinąłem orła podczas konkurencji dyskredytując mnie i moją partnerkę, w tym miejscu przepraszam Cie Patrycja. Następnie niekończący się wątek mojej choroby, i nowa diagnoza określająca mojego guza jako typ wolnorosnący. Wcześniej nie było mowy o żadnym "rosnący" SZOK. Ale były też przyjemności, wesele mojego kuzyna i spotkanie z rodziną, z osobami których nie widziałem nawet po 20 lat i wiecej. To wszystko w telegraficznym skrucie, a teraz rozpalmy ogień na to mięso.




Składniki dla 2 osób:
- 4 kotlety jagnięce
- masło
- olej rzepakowy
- czosnek główka
- rozmaryn 4 gałązki
- jeden por
- seler korzeń 20 dkg
- ziemniaki 20 dkg
- chrzan tarty
- smietana 36% zakwaszona
- powidła wisniowe najlepiej z całymi wiśniami
- 100ml wiśniówki
- pieprz
- sól morska

Przygotowanie puree:

Obranego i pokrojonego w drobną kostkę selelera gotujemy w osolonej wodzie po 5 minutach dorzucamy pokrojone ziemniaki i gotujemy ok 20 min do miękkości. Odcedzamy i przekładamy do miksera lub blendera dodajemy łyżkę śmietany i chrzanu. Miksujemy do uzyskania kremowej konsystencji.

Przygotowanie jagnięciny:

 Kotlety myjemy, osuszamy i wkładamy do miski. Dodajemy 4 posiekane ząbki czosnku, sól, pieprz oraz rozmaryn w całości, zalewamy 4 łyżkami oleju, dodajemy 2 łyzki wiśniówki mieszamy i odstawiamy do lodówki na minimum dwie godziny. Po tym czasie wyjmujemy mięso z marynaty  i smażymy na patelni grilowej z obu stron dodajemy masło i wykańczamy, nastepnie dolewamy marynatę oraz 4 zmiażdzone ząbki czosnku w łupinkach, dodajemy 4 łyżki powideł i 50 wiśniówki i deglasyjemy dno patelni kotlety zdejmujemy, lepiej im będzie jak chwilę poleżą. Zawartość patelni przelewamy do garnka i redukujemy. Na patelni grilowej, palimy pora pokrojonego na cztery podłużne części. Wszystko układamy na talerzu tworząc odpowiednią kompozycję, zgodnie z zasadą że oczy jedzą jako pierwsze.


Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.

Jakiś czas temu miałem przyjemność uczestniczyć w warsztatach kulinarnych o tematyce ryby i owoce morza. Muszę przyznać było dla mnie bardzo emocjonujące wydarzenie, poznałem parę ciekawych przepisów, a wyszedłem stamtąd z głową pełną moich własnych. Zrozumiałem też że zbyt kombinuję, efektem czego na moich talerzach panuje chaos, dlatego zaprezentuje wam dzisiaj mój własny minimalistyczny, przepis na krewetki. A ich przygotowanie zajmie wam nie wiecej niż 15 minut. W sam raz jako starter lub śródziemnomorskie danie po dodaniu paru dodatków. 




Składniki na 1 porcję:

- 6 średnich krewetek
- 1 gałąź selera naciowego
- chili w płatkach
- 2 łyżki oliwy
- 1 łyżka masła
- 2 ząbki czosnku
- pieprz
- sól morska

Przygotowanie:

Krewetki obieramy z pancerzy i wyciągamy żyłkę najłatwiej za pomocą wykałaczki. Na patelni rozgrzewamy oliwę wrzucamy posiekany czosnek i seler w plastrach. Wrzucamy gotowe krewetki i obsmażamy z  obu stron,przyprawiamy chili solą i pieprzem.  Kiedy są już obsmażone wykańczamy masłem dla lepszego smaku.

Serwis:

Na talerzu układamy krewetki kolejno tworząc łuk a na każdej kładziemy plasterek selera, talerz oprószamy delikatnie płatkami chili. Ładnie, smacznie, minimalistycznie.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
Prosto po spotkaniu z czarującą komisją Hell's Kitchen na castingu w Krakowie, postanowiłem powrócić do niedocenionego przezemnie teksańskiego przepisu na chili con carne. Jaki może mieć to związek? Już na castingu było chwilami gorąco, ale dzięki przesympatycznej komisji, która nie stroniła od bezpośrednich pytań, poziom stresu, bujał sie na niskim poziomie. Osobiście bardzo chętnie bym powtórzył to doświadczenie, choć mam nadzieję że reżyser pozna się na moim talencie i takiej konieczności nie będzie. Jeśli tak się stanie z racji na disclaimer w umowie na moim blogu zapanuje cisza, mam nadzieje że na conajmniej 10 tygodni. W miedzyczasie proponuje superprosty, tani, i smaczny przepis na chili con carne.





Składniki:

- 0,5 kg mięsa mielonego wołowo-wieprzowego
- 1 puszka pomidorów krojonych
- 1 puszka gotowanej czerwonej fasoli w sosie własnym
- 1 puszka kukurydzy
- 2 średnie cebule
- 3 łodygi selera naciowego
- chleb wiejski na zakwasie
- ser typu twardego
- sól morska
- pieprz
- chili w płatkach
- oliwa

Przygotowanie:

Do garnka z grubym dnem wlewamy 5 łyżek oliwy i jedną drobno posiekaną cebulę, kiedy cebula się zeszkli, czyli nieco wcześniej niż zezłoci, nastepnie dorzucamy mięso mielone zmieszane z przyprawami (pieprz chili i sól) Wszystko razem mieszamy aż mięso nam się ładnie podsmaży a cebula skarmelizuje. Kiedy jest juz gotowe dodajemy pomidory z puszki, fasolkę razem z zalewą oraz kukurydzę bez zalewy. Puszkę po pomidorach dobrze przepłukać odrobiną wody i także wlać do gara. wszystko dusimy 30 minut, pod przykryciem na średnim ogniu. Po tym czasie mozemy, powinniśmy, musimy sprawdzić smak i doprawić wedle oczekiwań. Moje są proste i przyziemne "łzy mają lecieć z oczu", ze szczęścia? Nie koniecznie.

Serwis:

Nakładamy porcję na głęboki talerz posypujemy drobno siekaną cebulą oraz selerem naciowym (patrz foto) dodajemy dwie kromki chleba wiejskiego oraz jedną marynowaną papryczkę chili z nasionami, w przypadku gdyby ktoś miał czelność powiedzieć że mało pikantne.Odrobina tartego sera zawsze doda smaku zwłaszcza jeśli to parmezan.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
Według opini publicznej jest głównym składnikiem diety odpowiedzialnym za nadciśnienie tętnicze, choroby sercowo-naczyniowe oraz miażdżycę. Przypisano jej także właściwości powodowania otyłości i cukrzycy typu drugiego. Światowa organizacja zdrowia WHO przypisuje temu minerałowi większość złych uczynków przeciw zdrowiu ludzkości. Krótko mówiąc "sól to zło", i tak właśnie brzmi kłamstwo powtarzane nam od lat przez niedouczonych lekarzy i dietetyków. A może to nie kłamstwo tylko konspiracja, może to co powszechnie nazywa się solą nią wcale nie jest, a prawdziwa sól odeszła w zapomnienie. Brzmi to troche jak matrix, i jest solidną podstawą do stworzenia mitu, ale skupmy się na prawdzie.



 Według nauki sole mineralne to podstawowy materiał budulcowy i regulacyjny organizmu. A jego brak lub nadmiar może prowadzić do poważnych zaburzeń w organiźmie człowieka. Organizm człowieka zaprogramowany jest na utrzymywanie stałego ciśnienia osmotycznego. Czyli stałej proporcji między solami mineralnymi a wodą w której są rozpuszczone, fenomenem tego zjawiska jest to że proporcja ta jest dokładnie taka sama jak w wodzie morskiej. Tak idealna proporcję uzyskujemy spożywając sól która ma zapisaną tą proporcję z praoceanu w pamięci komórek.
 Jest tylko jedna sól na swiecie i jest to sól morska, wszysko inne co mozna kupić ze sklepowej półki to sól rafinowana, czyli oczyszczona nie wiadomo po co z minerałów i zanieczyszczeń, ale za to ładna, biała, sypka, i czyściutka.
Popatrzcie jak wyglądają dwie najczystrze formy soli nierafinowanej, te dla nas najzdrowsze: czyli sól himalajska i sól alpejska, oba zawierają około 54 minerałów niezbędnych dla organizmu.




Sól jest wartościowym składnikiem mineralnym naszej diety, a o jej wartości jak widać z historii wiedzieli więcej w XVI wieku gdzie cena soli wynosiła 1:1 ze złotem. Dzisiaj 1kg soli rafinowanej kosztuje 0.5 pln, a z  koleii 1 kg soli himalajskiej lub alpejskiej 10 pln. Nie dajmy się zwieść pozorom i nie nazywajmy naszej sojuszniczki białą smiercią, albo nauczmy się ją chociarz rozpoznawać. Podstawą na wojnie to rozpoznać wroga, i nie strzelać do sojusznika mawiał Napoleon Bonaparte. A wy jak długo będziecie strzelać do sojusznika?

Spodobał Ci się ten artykuł, podziel się nim ze znajomymi. Masz jakieś wątpliwości, zapytaj mnie a  na pewno odpowiem. Chciałbyś coś dodać, zostaw komentarz.
W poszukiwaniu tradycyjnych smaków kuchni śródziemnomorskiej było by conajmniej w nietakcie pominąć właśnie ten sos. Po pierwsze jego podstawą jest swięta włoska trójca, czyli seler naciowy, cebula i marchew. Po drugie jest to jedno z niewielu ragu w którym nie ma pomidorów, a zamiast czerwonego wina jest białe. Po tym wstępie nie muszę już chyba nikogo nakłaniać do tego przepisu, jest naprawdę unikatowy i prosty, a efekt końcowy zaskakujący. Jak każdy sos serwuje się go z dedykowanym do niego makaronem w tym przypadku jest to Penne. Zapraszam więc na Penne z Białym  Ragu. Dobór mięsa ma tu ogromne znaczenie, jeśli wybierzecie filet który łatwiej będzie wam obrobić to ragu wyjdzie "suche", jeśli z kolei skusicie sie na mielone drobiowe, to fuj, jak wy możecie jeść taki syf !!! A może zmielicie sami mięso z nogi, jestem za.



Składniki:

- 1 cała noga z kurczaka
- 1 łodyga selera
- 1 średnia cebula
- 1 mała marchew
- 200ml bulionu drobiowego
- 100 ml białego wina wytrawnego
- 3 liście laurowe
- 3 gałązki tymianku
- 2 ząbki czosnku
- 1 chili
- pieprz
- sól morska
- Oliwa z oliwek

Przygotowanie:
Nastawiamy wode na makaron. Selera, cebulę i marchew kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na patelni z 2 łyzkami oliwy na niskim ogniu z dodatkiem liści laurowych, tymianku, i chili. W tym czasie obieramy mięso z nogi kurczaka i kroimy w małą kosteczkę. Pokrojone mięso solimy i pieprzymy. Po 15 minutach dorzucamy obrane mięso do świętej włoskiej trójcy i delikatnie podsmażamy równomiernie ze wszyskich stron (tzn dużo mieszamy). Zalewamy winem i pozwalamy mu odparować nastepnie zalewamy bulionem przykrywamy i dusimy 15 minut potem odkrywamy i redukujemy. Woda na penne już bulgota więc wrzucamy makaron i gotujemy około 10 do stanu al dente. Przelewamy chochlę wody z makaronu do sosu i redukujemy, przekładamy makaron i kończymy na patelni.

Serwis:
Podajemy ze świeżo tartym parmezanem lub pecorino, odrobiną oliwy z oliwek i natką pietruszki lub kolendry.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
 Zorganizowałem tą biesiadę na wzór moich najlepszych wspomnień z młodości, kiedy mieszkałem we Włoszech. Mój szef który był dla mnie jednocześnie przyjacielem, bardzo lubił wspólne kolacje z przyjaciółmi , przepełnione najlepszym jedzeniem, jakościowymi produktami, tradycją smaków, oraz miłością, Miłością do jedzenia i spędzania czasu z rodziną i przyjaciółmi. Jako kucharz pragnę propagować ten styl życia i wartości w Polsce, zaczynając od wspaniałej kuchni włoskiej, dobrych win oraz świeżych produktów. Według mnie życie w dużej mierze to wypadkowa trzech składowych, którymi są rodzina, miłość, i dobre jedzenie. A jako dobra komplementarne najlepiej prezentują się wspólnie. Rodziny przy wspólnym stole, otoczonej miłością nie jesteśmy w stanie zastąpić niczym innym. Głęboko zakorzenione wartości rodzinne wywodzą się z tradycji żywieniowych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, to dzięki nim rodzina, to wartość nadrzędna. Tak naprawde to dopiero początek, liczę na to iż to wydarzenie stanie się początkiem tradycji polegającej na wspólnych spotkaniach przy stole przy dobrym jedzeniu i swietnej atmosferze. Spotkaniach ludzi całkiem obcych, by za każdym razem stworzyć wspólnotę ludzi uwięlbiających życie i małe przyjemności, tych którzy w najzwyklejszych rzeczach potrafią zauważyć element boski.
 Tego dnia miałem przyjemność gościć 14 osób, a że było to pierwsze takie wydarzenie w historii OBC. Poziom ekscytacji gonił adrenalinę krążącą we krwi na tyle bym nie pozwolił sobie na żadną wpadkę. W efekcie czego wszyskie dania trafiły na stół o czasie i ciepłe, no prawie wszyskie, ostry tajski bulion krewetkowy który miał być gorąca częścią przystawki niespodzianki, został w kuchni i trafił na stoły dopiero po 3 daniu. Wywołało to ogromne zaskoczenie wśród biesiadników, gdyż nikt nie wiedział że coś takiego miało się wogóle pojawić. Tak samo zresztą jak przystawka skłądająca się z "Sałatki z wodorostów morskich"  "Ceviche z dorsza i awokado" oraz "Chipsy o smaku parmezanu" choć te trafiły na stół o czasie. Dokładnie pamiętam ten moment napięcia kiedy wygłaszałem przedmowę, oraz pierwsze pytania które padły gdy już zakończyłem mówić. "Jak to się je?", "Czy to jest jadalne?". Już wtedy czułem że ująłem swoich gości a napewno zaskoczyłem tą niebanalną przystawką. Jak się potem okazało na podstawie opini, najlepszą recenzje zebrały wodorosty jako niespodziewanie smakowite, a to już za sprawą sosu sojowo-sezamowego. Największym wyzwaniem dla mnie był deser, a to z prostej przyczyny, że ja nie gotuję deserów. Postanowiłem intuicyjnie połączyć znane mi techniki i smaki i w ten sposób powstała " karmelizowana w brandy i melasie cukrowej gruszka na słodkiej ziemi ze świeżym chili, musem malinowym, swiezymi malinami i miętą.



 Moi goście mieli okazje nauczyć się wiele o kuchni śródziemnomorskiej a także poznać jedną z tajemnic kuchni kontynentalnej jaką jest zupa cebulowa. Ja z kolei poznałem to uczucie jakie ogarnia szefa kuchni przed wielką chwilą, próbą, testem umiejętności.Osobiście, jako kucharz wyniosłem z tego wydarzenia bagarz doświadczeń, które nie pójdą na marne.
Następna kolacja już wkrótce, a w międzyczasie na stronę trafią nowe przepisy a także obalę dla was parę mitów.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym. Jeśli byłaś/łeś na mojej kolacji podziel się opinią tam poniżej, a idea eskalacji tego wydarzenia wejdzie w życie. Będziemy spotykać się coraz częściej, a menu stanie się coraz bardziej róznorodne. Mam nadzieję że dzieki temu doswiadczeniu, zrozumiecie jak ważne jest spożywanie wspólnych posiłków w gronie rodziny, codziennie. A oto najmłodsza uczestniczka kolacji, moja 20 miesięczna córeczka Alicja.


Nie da się przejść obok tego sosu obojętnie, przynajmniej ja nie potrafię. Arrabiata to "wściekły" jak sama nazwa wskazuje sos, który zawdzięcza swój charakter kapsaicynie zawartej w głównym składniku, czyli, papryce chili. Jest uzależniający i powoduje wiele skrajnych emocji, zawsze zastanawiam sie czy to tylko ja tak mam, czy są jeszcze inni ludzie którzy odczuwają ten specywficzny entuzjazm podczas jedzenia ostrych potraw. Ku mojemu zdziwieniu arrabiata którą podałem na pierwszej kolacji mimo że była naprawdę "wściekła" cieszyłą się ogromnym uznaniem. A więc nie jestem sam, w tym moim uwielbieniu kapsaicyny. Korzystając z wybitnej i niespodziewanie prostej receptury na arrabiatę proponuję przygotować dzisiaj " Spaghetti z krewetkami w  sosie arrabiata"





Składniki na 4 osoby:

- puszka krojonych pomidorów bez skóry.
- trzy papryczki chili
- 4 ząbki czosnku
- sól morska
- pieprz czarny
- krewetki rozmiar 32-40 20 szt
- makaron spaghetti dobrej marki
- parmezan lub pecorino
- oliwa z oliwek

Przygotowanie:
Z racji że jest to danie 15 minutowe, czas jego przygotowania odlicza czas przygotowania makaronu. Na samym początku więc przygotowujemy garnek z osolona wodą i czekamy az się zagotuję
W międzyczasie, na patelnie lub do garnka z grubym dnem wlewamy 4 łyzki oliwy z oliwek, dodajemy drobno posiekany czosnek i posiekane chili, smażymy na niskim ogniu, tak by pozwolić oliwie przesiąknąć aromatami z czosnku i chili, Po 5 minutach wrzucamy obrane pozbawione głów krewetki ( uwaga jeśli chcecie zrobić sam sos arabiata, pomińcie krewetki i kontynuujcie) Krewetki obsmażamy w aromatycznej mieszance oliwy czosnku i chili z odrobiną soli. Jak są już obsmażone woda w garze na makaron powinna już bulgotać, wtedy wrzucamy makaron. Ja użyłem pełnoziarnistego(jeśli nie wiecie dlaczego zapraszam TUTAJ )Do krewetek dodajemy krojone pomidory i dusimy na średnim ogniu pozwalając by cała woda odparowała po 7 minutach wlewamy chochelkę wody z makaronu do sosu i redukujemy dalej, to bardzo dobry moment by doprawić sos solą i pieprzem, makaron odcedzamy, Do zredukowanego sosu wkładamy makaron i 3 minuty dusimy razem. Podajemy ze świeżo tartym parmezanem lub pecorino, oliwą z oliwek i bagietką, lub chlebem włoskim.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.


Słynna Noma z Duńskiej Kopenhagi przeprowadziła się ostatnio na wschód aż do stolicy Japonii Tokio. Co jednocześnie mnie ucieszyło i rozczarowało. Ucieszyłem się dlatego że, nakarmiłem moją ciekawość i chęć poznawania nowym, azjatyckim menu szefa Rene Redzepiego. Połączenie krewetek z leśnymi mrówkami, jest czymś na miarę tego mistrza, a do tej pory myślałem że z krewetek najlepsze jest ceviche. Rozczarowałem się faktem iż mówiąc dosłownie restauracja ta coraz bardziej się ode mnie oddala. Korzystając z okazji oraz atmosfery towarzyszącej temu wydarzeniu, postanowiłem po cichu zwinąć żagiel i przekręcić ster na kuchnię azjatycką, a zaczniemy od techniki stir fried i prostego makaronu z wieprzowiną i warzywami z sosem sojowym, cytryną miodem i... chilli.





Składniki na 2 porcje.
- 0,3 kg łopatki wieprzowej
- pięć średnich pieczarek
- pół średniej papryki (czerwonej i żółtej)
- czosnek
- jedna papryczka chilli
- pęczek kolendry
- olej rzepakowy
- sos sojowy
- 1 cytryna
- łyżka miodu
- dwie porcje makaronu mie lub ramen

Przygotowanie:
   Na rozgrzaną patelnie wlewamy dwie łyżki oleju i dodajemy poszatkowany czosnek, paprykę chilli, łodygi kolendry (liście zachowajcie, przyjdzie na nie pora) na tym etapie olej nabiera aromatu smażonych na nim dodatków, po chwili dodajemy wcześniej pokrojone w paski mięso, przyprawione solą i pieprzem (nie zapomnijcie wcześniej przyprawić, po zamknięciu porów już nie doprawicie)
W drugim etapie, na tej samej patelni, na wysokim gazie smażymy mięso w ruchu aż ładnie nam się pozamyka i zarumieni, wtedy dodajemy pocięte w plastry grzyby i paprykę w słupki i dalej podrzucamy po chwili zmniejszamy ogień i dodajemy ugotowany odcedzony makaron doprawiamy sosem sojowym, miodem i sokiem z cytryny. Pamiętacie liście z kolendry? to na nie pora, dokładnie mieszamy i serwujemy. Gorące świeże i pachnące wschodnią kulturą.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.


Całkiem niedawno miałem niewymowną przyjemność zjeść kolacje z moimi przyjaciółmi w towarzystwie mojej żony, a w dodatku sam mogłem ją przygotować. Wiem brzmi to trochę dziwnie, tak samo pewnie jak euforia, którą wywołał telefon mojego przyjaciela gdy anonsowali swój przyjazd i te słowa które zapadły mi w pamięć " Przygotuj menu i prześlij mi listę zakupów sms-em", czy jakoś inaczej. Tak czy inaczej przesłanie było proste, dla mnie to hołd złożony mojej sztuce kulinarnej i umiejętnością. Wyzwanie na które czekałem już od dawna, zmaterializowało się tego własnie dnia. Dlatego postanowiłem wykorzystać tutaj moją miłość do kuchni śródziemnomorskiej i urok owoców morza by nie rozczarować moich wyjątkowych gości. Dzięki temu połączeniu powstało Spaghetti z krewetkami flambirowanymi w brandy.


Składniki na 4 porcje:
- świeże krewetki 16/20  około 25 szt.
- czosnek
- świeża papryka chili
- świeże oregano
- świeża kolendra
- oliwa z oliwek
- olej rzepakowy
- masło
- makaron spaghetti dobrej jakości (marek nie podaje)
- sól morska
- pieprz
- parmezan
- 1 cytryna

Przygotowanie:
 Zaczynamy od przygotowania krewetek, odcinamy głowy, obieramy z pancerzy i usuwamy żyłki (nie wyrzucajcie pancerzy i głów świetnie nadają się na bulion krewetkowy). Obrane krewetki "palimy" marynatą z 1 wyciśniętej cytryny, skórki startej z połowy cytryny, 4 drobno posiekanych ząbków czosnku 3 papryczek chili (jeśli nie przepadacie za ostrymi potrawami usuńcie gniazda nasienne z chili przed pokrojeniem), pęczku drobno siekanego oregano i soli morskiej. W czasie kiedy nasze krewetki się marynują skorzystajmy z czasu i nastawmy wodę do gotowania makaronu i rozgrzejmy patelnię. Na patelnie, na średnim ogniu wlewamy 4 łyżki stołowe oliwy (dla nadania aromatu i świeżości, 2 łyżki masła( dla śmietankowo- kawowego aromatu), 1 łyżkę oleju rzepakowego który dopilnuje że poprzednie dwa się nie spalą. Kiedy nasza mieszanka będzie już gorąca  wrzucamy na nią krewetki razem z całą marynatą i obsmażamy delikatnie z obu stron. Kiedy krewetki są już obsmażone wlewamy 5 cl brandy i podpalamy, palący się alkohol ślicznie skarmelizuje się na krewetkach zatrzymując bogaty aromat dobrej brandy , następnie czekamy aż się wypali i dolewamy kolejne 5 cl brandy ale już nie podpalamy tylko deglasujemy powstały wcześniej osad na dnie patelni i pozwalamy wszystkim składnikom marynaty połączyć się w tej luksusowej kąpieli. Makaron powinien już być al dente więc sprawdźcie i pamiętajcie by go nie rozgotować bo ma "dojść" na patelni. Na patelnie dolewamy 5 łyżek wody z gotowania makaronu, w połączeniu z brandy i marynatą powstanie wspaniały sosik, w tym momencie przekładamy makaron i dokładnie mieszamy z zawartością patelni. Wszystko razem przekładamy na półmisek,polewamy całym sosem który pozostał na patelni, posypujemy drobno siekaną  kolendrą.

Serwis:
Serwujemy z półmiska na talerze układając krewetki na makaronie, posypujemy dodatkową kolendrą i parmezanem, podajemy z pokrojoną bagietką i dobrym winem.


W podziękowaniu za wysoką frekwencję dołączam unikatowe zdjecie z serwisu:



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.







Publikując dwa artykuły o substancjach szkodliwych, doszedłem do wniosku ze jestem wam winien przedstawić choć jednego protagonistę, dlatego na cotygodniowy artykuł popularno-naukowy wytypowałem błonnik spożywczy.
Błonnik spożywczy to inaczej włókno pokarmowe roślinnego pochodzenia, które jak się okazuje ma ogromne znaczenie dla zdrowia i poprawnego funkcjonowania naszego organizmu. Z fizjologicznego punktu widzenia działanie błonnika na organizm ludzki można porównać do szczotki, która wymiata wszystkie zaległe resztki a także wpływa na:
-pobudzenie funkcji żucia i wydzielania śliny,
-wzmaga ukrwienie i perystaltykę jelit,
- wiąże w jelicie cholesterol i kwasy żółciowe, ułatwia ich wydalanie,
- działa profilaktycznie w leczeniu zaburzeń metabolicznych węglowodanów, chorób przewodu pokarmowego jak zaparcia czy nowotwory jelita grubego,
- przeciwdziała zaburzeniom gospodarki lipidowej i miażdżycy
- przeciwdziała otyłości, cukrzycy, kamicy,
- zwiększa wchłanianie metali ciężkich i ich wydalanie,
- daje poczucie sytości i ułatwia utrzymanie prawidłowej masy ciała.



Naturalnym źródłem błonnika są zboża, warzywa, owoce, kukurydza, rośliny okopowe, rośliny strączkowe oraz cytrusy, ale jak się okazuje możemy także natknąć się na niego w prostych produktach spożywczych, dlaczego? Może producenci chcą nam wynagrodzić obecność wszystkich E w ich produktach, tak zdrowym dodatkiem? Nie bądźmy naiwni, prawda jest taka że błonnik posiada liczne technologiczne i ekonomiczne zalety zastosowania w przetwórstwie takie jak:

- zdolność wiązania wody
- niezmienność teksturowa
- łatwość w zastosowaniu
- poprawa struktury i tekstury wyrobów
- neutralność smakowo-zapachowa
- redukcja wartości energetycznej produktów
- poprawa cech organoleptycznych produktów
- wzrost objętości produktu

Dorosły człowiek powinien spożywać dziennie w granicach 25-35g. błonnika, niestety jak donoszą statystyki spożycie błonnika w Polsce notuje się na poziomie 11 g.

 Spodobał Ci się ten artykuł, podziel się nim ze znajomymi. Masz jakieś wątpliwości, zapytaj mnie a  na pewno odpowiem. Chciałbyś coś dodać, zostaw komentarz.
Jak głosi folwarczna legenda jest francuskim panaceum na kaca i złamane serce. Jak wskazują fakty jest najbardziej francuską zupą pośród znanych i podobno tą najbardziej popularną we Francji. Mówimy tu o Francuskiej zupie cebulowej (soupe a l'oignon ). Mimo iż nie jest to moja ulubiona kompozycja, postanowiłem zanurzyć się w tajemnicy cebulowej ekspresji i wyciągnąć dla was esencję jej unikalności.
Bazując na francuskich wskazówkach przygotowałem, taką oto odmianę tego francuskiego remedium.



Składniki 
- 5 średnich cebul  
- 100 ml białego wytrawnego wina
- 200 ml bulionu drobiowego lub vege.
- pieprz 
- sól morska
- bagietka
- ser ementaler
- ząbek czosnku
- tymianek
- liść laurowy
- ziele angielskie
- masło
- oliwa z oliwek

Przygotowanie:
Cebulę obieramy i kroimy w piórka. Na patelni lub w garnku z grubym dnem rozpuszczamy 2 łyżki masła i łyżkę oliwy dla lepszego aromatu, karmelizujemy cebulę z paroma szczyptami soli a gdy będzie już pięknie zarumieniona dolewamy wino i deglasujemy skarmelizowany osad z dna. Następnym krokiem jest duszenie w bulionie, Więc dolewamy bulion, wrzucamy liść laurowy, ziele angielskie i parę gałązek świeżego tymianku.Już w tym momencie nasze danie powinno zachwycać aromatem, spróbujcie, palce lizać, zresztą powinniście bo to najlepsza pora żeby doprawić pieprzem i solą. Po 15 minutach zupa jest gotowa, tak jak wy by pochłonąć ją prosto z garnka, ale nie tak szybko, pozostało nam parę spraw kosmetycznych. 
Naszą bagietkę kroimy na cienkie kromki i smażymy grzanki na patelni z masłem, jak są rumiane i gorące wcieramy w nie czosnek z obu stron, najlepiej zróbcie parę więcej niż trzeba by pokryć kokilki, są po prostu pyszne.Zupę przelewamy do kokilki a na jej wierzchu kładziemy grzanki i posypujemy tartym serem. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 C na 3 minuty aż ser się rozpuści. W międzyczasie rozlewamy do kieliszków resztę wina i serwujemy.

Serwis:

Na gotową zupę położyłem smażone na oliwie plastry boczniaka królewskiego z, którego udało mi się dostać w Lidlu.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
Radosna wieść głosi, że zawitała wiosna, a jest to najodpowiedniejszy czas na rozpoczęcie długo wyczekiwanego sezonu grillowego. Do tej pory moim popisowym specjałem z grilla, były pikantne skrzydełka w stylu Buffalo (przepis już niedługo), ale mam przeczucie że w tym roku zostaną wyparte przez Żeberka wieprzowe w glazurze z Whisky i melasy. Zwłaszcza że można je przygotować także w piekarniku.


Składniki:
- 1 kg żeberek wieprzowych extra
- 100 dobrego whisky lub burbonu
- melasa ( można z łatwością kupić w sklepie ze zdrową żywnością)
- pieprz
- sól morska
- kasza gryczana
- parę plastrów wędzonego boczku dla dekoracji
- jarmuż i czosnek do dekoracji
- olej rzepakowy

 Przygotowanie:
 Żeberka myjemy i rozcinamy na mniejsze porcję, po 3-4 żeberka, następnie dokładnie nacieramy sporą ilością soli i odrobiną pieprzu. Na patelni rozgrzewamy 4 łyżki oleju rzepakowego, smażymy dokładnie nasze mięso z każdej strony, przykrywamy pokrywką i dusimy przez 10 minut. Po 10 minutach wyjmujemy mięso, odlewamy nadmiar tłuszczu z patelni, pozostawiając odrobinę na dnie. Na średnim gazie dolewamy na patelnię 100 ml whisky i deglasujemy cały osad z dna po smażeniu mięsa. W miedzy czasie alkohol odparuje, jeśli zrobimy to poprawnie. Dodajemy melasę do uzyskania konsystencji lekkiego sosu, i dokładnie mieszamy. Powstałą glazurą smarujemy żeberka, kładziemy na ruszcie i pieczemy przez 15 minut w rozgrzanym do 180 C piekarniku. Cały proces pieczenia może też być wykonany w warunkach wcześniej wspomnianego grilla, co gorąco polecam

Serwis:
 Na talerzu układamy porcję kaszy gryczanej, na której układamy rozcięte żeberka. Do dekoracji używamy prażonych chipsów z czosnku, liści z jarmużu oraz chipsów z boczku.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.



 
Cukier to inna nazwa dla rodziny substancji chemicznych zwanych węglowodanami, niezmiernie istotnymi dla funkcjonowania organizmu. Znany jest pod postacią białego proszku, najczęściej sacharozy produkowanej z trzciny cukrowej lub buraków cukrowych. Rodzajów naturalnego cukru jest wiele wiecej, a biorąc pod uwagę te syntetycznego pochodzenia, wachlarz pochodzenia i zastosowania staje się dość szeroki.

Jaką funkcję pełnia cukry? Ich podstawowym zadaniem jest dostarczanie łatwo dostępnej energii dla organizmu.Szybko jej dostarcza, ale niestety na krótko. Powinien stanowić nie wiecej niż 10%  źródła energii (co oznacza że nie powinniśmy zjeść więcej niż 50g dziennie) , w wiekszej ilości odkłada się w organizmie i prowadzi do otyłości i chorób. Jak dowodzą najnowsze statystyki, zjadamy niestety o wiele więcej. A to dlatego iż producenci żywności ukrywają cukier w przeróżnych produktach, stosując nieprawdopodobne sztuczki lingwistyczne, mieszając nazwy na opakowaniach i korzystając z furtek jakie daje im prawo handlowe ( np producenci soków maja prawo dosłodzić swoje produkty bez umieszczania informacji o dodatku cukru, jeżeli ilość dodanego cukru nie przekroczy 15g na litr). Ale dlaczego producenci mieliby ukrywać cukier, jakie korzyści dla nich wiążą sie z dodatkiem cukrów do produktów? Lista tych korzyści jest wymownie długa, zaczynając od walorów smakowych, poprzez właściwości konserwujące,barwiące,spulchniające, fermentujące. Badziej niż o to ile cukru zjadamy powinniśmy zadabać o to jaki cukier zjadamy. Okresleniem stosowanym do rozrużniania cukrów dobrych od złych jest, indeks glikemiczny, jest to wartość okreslona w procentach wyrażająca tempo wzrostu poziomu glukozy we krwi po spożyciu danego cukru. Dobre weglowodany to te o indeksie poniżej 60 i zaliczaja sie do nich: owoce, warzywa, orzechy, rośliny strączkowe, pieczywo pełnoziarniste, kasze, makarony razowe. Jedząc dobre weglowodany powoli podnosimy poziom glukozy we krwi, więc organizm ma czas ją spożytkować, bez zmartwienia o nadmiar który mógłby odłożyć sie w organiźmie w postaci tłuszczu. Po zjedzeniu złych węglowodanów bardzo szybko czujemy głód i jesteśmy bardziej skłonni do obrzarstwa. Do produktów zawierających złe węglowodany zaliczamy niektóre owoce, takie jak banany, arbuz, czy melony, ryż biały, ziemniaki, pszenne pieczywo, kukurydzę i jej przetwory, słodkie i słone przekąski, napoje gazowane, soki słodzone. Skutkiem huśtawki glikemi jest najczęściej cukrzyca typu 2.
W efekcie tak zgubnego wpływu cukru na organizm, na runku pojawiły sie słodziki, które z powodzeniem mogą stanowić substytut dla cukrów naturalnych, dla diabetyków, osób na diecie, bądź przy produkcji produktów higieny oralnej gdzie cukier powoduje ryzyko pruchnicy. Najpopularniejsze z nich to:
Ksylitol - całkowicie naturalny słodzik o barwie, konsystencji i smaku cukru, ale działającym na organizm z zupełnie odwrotnym skutkiem. Jest tzw. alkoholem cukrowym, uzyskiwanym najczęściej z drzewa brzozy. W przeciwieństwie do glukozy, fruktozy, sacharozy i laktozy nie fermentuje w przewodzie pokarmowym. Można go stosować tak samo jak cukier - w szerokim zakresie temperatur.
Sorbitol - naturalnie występujący alkohol wielowodorotlenowy występujący w owocach, np. jabłkach, czereśniach i winogronach. Na skalę handlową jest produkowany z glukozy.
Kłamstwem byłoby gdybym napisał iż słodziki są bezpieczniejsze od cukru. Zagrożenie jakie niosą jest niewyobrażalnie większe niż można by się spodziewać. Poniżej parę przykładów:

ACESULFAN K substancja słodząca i wzmaczniacz smaku i zapachu. Występuje pod symbolem E950 i jest naprawdę powszechnie stosowany zwłaszcza w produktach, w których umieszczenie napisu „Sugar free” gwarantuje większą sprzedaż – czyli niemal wszelkie niskokaloryczne produkty spożywcze, w tym guma do żucia. Acesulfam znajduje się także w produktach do higieny jamy ustnej. Co może powodować? Nadpobudliwość, bóle głowy, odnotowano także przypadku chorób układu oddechowego i nowotwory u zwierząt. Ograniczajmy jego spożycie tak bardzo, jak to tylko możliwE.

ASPARTAM czyli E951, to także substancja słodząca i wzmacniacz smaku i zapachu. Sporo osób już wie o jego szkodliwym działaniu na organizm, jednak nadal producenci żywności umieszczają go w niskokalorycznych produktach spożywczych, gumie do żucia, napojach dietetycznych, kawie rozpuszczalnej.. Jeżeli gdziekolwiek widzimy napis „bez cukru”, a produkt czy napój jest słodki – możemy być przekonani o tym, iż zawiera aspartam. Ten stosowany nawet w lekach (szczególnie dla dzieci!) dodatek powoduje bóle głowy, depresję, zmęczenie, nadpobudliwość, agresję, migrenę, zawroty głowy... lista jest naprawdę długa. Absolutnie nie powinny go spożywać kobiety w ciąży!

MANNITOL Ma symbol E421 i także jest substancją słodzącą. Stosowany w produktach spożywczych, gumie do żucia, słodyczach, dżemach, galaretkach. Może powodować nadpobudliwość, biegunkę, mdłości, wymioty, pokrzywkę. Szczególnie niezalecany dzieciom i diabetykom. Nie pomylmy go z maltitolem – także substancją słodzącą, która w małych dawkach jest uznawana za nieszkodliwą (symbol E965).

KWAS CYKLAMINOWY oraz jego sole: sodowa i wapniowa – to substancja słodząca i wzmacniacz smaku i zapachu o symbolu E952. Znajdziemy ją w owocach konserwowych sztucznie słodzonych, napojach bezalkoholowych oraz produktac niskokalorycznych. Wpływ na organizm? Migreny, schorzenia skóry, pokrzywka, świąd, negatywny wpływ na układ rozrodczy, wątrobę, trzustkę....

Warto spisać sobie symbole i nazwy szkodliwych substancji na małej karteczce i mieć je ze sobą podczas zakupów. Dzięki temu nauczymy się eliminować z diety szkodliwe produkty, które fatalnie wpływają na nasze zdrowie i samopoczucie.
Tak samo jak w poprzednim przypadku, najbardziej racjonalnym rozwiązaniem cukrowego problemu będzie dokładne czytanie etykiet i składów. 
Na koniec mała dygresja, skoro cukier jest substancją dostarczającą energii, jak myślicie jak oddziaływuje na obecne w naszym organizmie bakterie, wirusy i grzyby będące przyczyną naszych chorób? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami. 

Spodobał Ci się ten artykuł, podziel się nim ze znajomymi. Masz jakieś wątpliwości, zapytaj mnie a  na pewno odpowiem. Chciałbyś coś dodać, zostaw komentarz.
Bardzo starannie przygotowywałem się do tej chwili, i jestem zachwycony efektami mojej ciężkiej pracy, a otrzymawszy odpowiednie opinie moich kobiecych ekspertek, ogłaszam oficjalnie że, uroczyste menu na dzień kobiet jest już gotowe i czeka na was panowie i panie. Menu rozpoczyna ciepłe śniadanie w formie sałatki z pomidorów koktajlowych by następnie uraczyć nasze panie zdrową zupą z ciecierzycy a wieczorem uwieść Polędwicą z dorsza w pistacjowym pesto na risotto z czarnymi truflami


To unikatowa szansa panowie, byście mogli zachwycić wasze panie czymś tak wspaniałym jak i prostym. Drogie panie jeśli macie kogoś, kogo chciałybyście poprosić o przygotowanie dla was tego unikalnego menu, udostępnijcie przepis z imieniem tej osoby, na pewno się domyśli. Zanim to jednak nastąpi zdradzę przepis na to nieprawdopodobne danie.

Składniki na 2 osoby:
- 2 polędwice z dorsza po 150 g każda (polędwica to ta gruba część fileta od strony kręgosłupa)
- 50 dkg pistacji bez skorupek
- oliwa z oliwek
- olej rzepakowy
- parmezan 50 dkg
- 4 ząbki czosnku
- jedna pietruszka dowolnej wielkości
- pieprz
- sól morska
- cytryna (tylko dla skórki)
- 1 jajko
- panierka (ja użyłem tej samej którą zrobiłem przy okazji spaghetti po sycylijsku )

Dorsza pozbawiamy skóry, i tniemy na równe kawałki w przybliżonym kształcie trapezu, długości 5 cm.Przyprawiamy solą, pieprzem i skórką z cytryny. Roztrzepujemy jajko i panierujemy z jednej strony by uzyskać imitacje chrupiącej skóry po usmażeniu. Kiedy nasza ryba się smaży, wrzucamy do blendera czosnek, pistacje, 2 łyżki oleju, 2 łyżki oliwy, starty parmezan,pieprz i odrobinę soli. Blend-ujemy do uzyskania kremowej konsystencji i przekładamy na patelnie, podgrzewamy na średnim ogniu i wkładamy rybę, UWAGA panierką do góry, na około 10 minut. Po tym czasie nasza ryba jest już gotowa. Nie będę pisał o tym jak przygotować risotto, gdyż przepis na nie jest w innych moich przepisach, na przykład TUTAJ . To które występuje w tym przepisie różni się tym iż powstało ze specjalnej włoskiej mieszanki ryżu Arborio z suszonymi truflami, przygotowanie pozostaje jednak bez zmian. Zmienia się za to aromat i smak, wzbogacony o dzikość trufli.

Serwis
 
 Na płaski talerz nakładamy porcję risotto, na którym układamy po dwa kawałki ryby, jeden panierką do góry, drugi w dół. drugi kawałek polewamy sosem z patelni. Danie dodatkowo przyozdabiamy chipsami wykonanymi z korzenia pietruszki i gałązką oregano. Po takim dniu każda pani będzie patrzeć na was jak na czarodzieja, z nożem mistrza kuchni w ręku.


Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.

Doskonałą alternatywą dla osób chcących prowadzić zdrową dietę, bogatą w warzywa, ale nie koniecznie surowe, jest taka właśnie sałatka z pomidorów i chorizo na ciepło. Jest nieprawdopodobnie aromatyczna i sycąca a jej przygotowanie bajecznie proste.


Składniki na 2 porcje:
- 0,2 kg chorizo
- 0,5 kg pomidorów koktajlowych
- 5 ząbków czosnku
- oliwa z oliwek
- pieprz
- sól morska

Przygotowanie:

Na patelni rozgrzewamy 4 łyżki oliwy z oliwek, wrzucamy pokrojone w kawałki choriso (ja użyłem ostrych hiszpańskich kabanosów) i powoli smażymy pozwalając im uwolnić swoją dzikość i kolor do oliwy, dodajemy 5 posiekanych ząbków czosnku i mieszając dokładnie obsmażamy. Powinniście poczuć wyraźny aromat ostrej papryki, czosnku, oliwy i dobrego chorizo, wtedy to właśnie wiadomo że nasze danie jest już gotowe i czeka na finał. Wrzucamy pokrojone w połówki pomidory i pozwalamy im zagrzać się w tym niesamowitym sosie, serwujemy polane dużą ilością sosu oraz świeżym pieczywem.


Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
Ciecierzyca to skarbnica wysokowartościowego białka, aminokwasów i innych składników o pozytywnym wpływie na nasze zdrowie. Najpopularniejszym daniem z niej przygotowywanym jest falafel ( wegetariański kuzyn kebaba). Naukowcy udowodnili iż na całym świecie, w obszarach gdzie jest spożywana jako główny składnik diety, długość życia jest bezspornie większa. Jest zdrowa sycąca, smaczna i można z niej tworzyć niesamowite dania. Zacznijmy od najprostszych. A zatem Prosta Zupa z Ciecierzycy.



Składniki:
- 1l bulionu drobiowego
- 2 puszki pomidorów bez skóry
- 2 puszki gotowanej ciecierzycy
- 1 średnia cebula
- 4 ząbki czosnku
- pieprz
- sól morska
- oliwa z oliwek
- parę liści bazylii
- gałązka pomidorów cherry

Przygotowanie:

Do garnka z grubym dnem wlewamy dwie łyżki oliwy, przysmażamy na niej posiekany czosnek i cebulę.Kiedy zaczną zmieniać barwę wlewamy pomidory i bulion. Gotujemy razem 10 min na dużym gazie po czym zmniejszamy gaz i dodajemy ciecierzycę, sól oraz pieprz. Pozostawiamy na 15 minut od czasu do czasu mieszając.

Serwis:

Podajemy w głębokim talerzu z gałązką przysmażonych na patelni grillowej pomidorów koktajlowych okraszonych grubą solą morską i pieprzem. Na środku układamy parę liści bazylii. Podajemy gorące, gdyż temperatura wywaru uwolni aromat bazylii i oczaruje zmysły.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
Ragu jest określeniem dla rodziny sosów mięsnych, takich jak bolognese, neapolitan ragu czy inne. Bazując na wspomnieniach prostej, domowej, kuchni włoskiej postanowiłem przygotować dla was, niesamowite ragu z trzech mięs techniką slowcooking, czyli bardzo wolnego i długiego gotowania. Przy okazji podziele z wami przepis na idealne i proste gnocchi.



Składniki na Ragu:
- 0,8 kg pręgi wołowej z kością
- 0,25 kg łopatki cielęcej z kością
- 0,45 kg żeberek wieprzowych extra
- 2 średnie cebule
-4 ząbki czosnku
- oliwa z oliwek
- pieprz
- sól morska
- dwie puszki pomidorów bez skóry
- koncentrat pomidorowy
- czerwone wytrawne wino
- 3 liście laurowe

Przygotowanie:
 Zaczynamy od mięs, które są tutaj gwoździem programu, myjemy je dokładnie i odsączamy wodę. Nastepnie kroimy je na mniejsze kawałki wedłg uznania, pamietając jednak że to ragu a nie gulasz i nasze kawałki powinny być ciut wieksze i okazalsze.Mięso szczodrze solimy i pieprzymy, wmasowując przyprawy dokładnie rękoma. W garnku z grubym dnem rozgrzewamy 4 łyżki oliwy i na wysokim ogniu obsmażamy mięso (kości też) aż się nam ładnie pozamyka, i zrumieni a na dnie powstanie wspaniały, skarmelizowany osad, teraz wrzucamy do środka pokrojone w kostkę cebule i posiekany czosnek oraz liście laurowe, mieszamy energicznie przez 2 minuty. i dolewamy 100ml wina, po chwili gdy wino się zredukuje znowu dolewamy 100ml oraz 50 ml z rozpuszczonymi 2 łyżkami przecieru pomidorowego. Dodajemy 2 puszki pomidorów, 0,5 litra wody, zmniejszamy gaz na minimum (tak jak przy rosole) i pozostawiamy na 4 godziny, od czasu do czasu mieszając, jednoczesnie rozpuszczając osad z dna (cały aromat naszego mięsa).
W międzyczasie pora na zabawę z naszymi gnocchi. Więc zakasamy rękawy, zakładamy fartuchy i idziemy się odrobinę pobrudzić,

Składniki:

-0,5 kg ziemniaków ugotowanych w mundurkach
- 0,15 kg mąki
- 1 jajko
- sól

Przygotowanie:
 Ziemniaki obieramy i przeciskamy przez praskę do ziemniaków. Wszystkie składniki mieszamy do momentu uzyskania zwartego ciasta. Następnie odkrawamy ciasto po kawałku i formujemy wałki o grubości 1,5 cm, wałki tniemy na kawałki długości 2cm a następnie za pomocą widelca nadajemy im specyficzny ryflowany kształt zwiniętej muszelki. Jeżeli nie poskąpicie mąki w trakcie tych zabiegów, wszystko powinno pójść gładko i sprawnie. Gotowe kluszeczki wrzucamy do posolonego wrzątku i gotujemy do 2 min po wypłynięciu.

Serwis:
 Na patelni umieszczamy sporą porcję sosu, nie zapominając o mięsie, oraz porcję gnocchi. Podgrzewamy przez chwilę mieszając aż nasze gnocchi okleją się smakowitym sosem. Wykładamy na talerz, przyozdabiamy liśćmi bazylii, posypujemy parmezanem lub sycylijską świeżą bułką tartą a następnie podajemy z kieliszkiem czerwonego wina, macie już jedno otwarte niech się nie zmarnuje.


Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.
     Artykuł ten rozpoczyna serię poświęconą naukowemu podejściu do tego co znajduje się w naszej diecie. Rozpoczniemy i nie bez powodu od Glutaminianu. Ale czym tak naprawdę jest glutaminian? Przyprawą nadającą potrawom wyraźny smak i aromat, i w ten oto sposób zaczęliśmy od kłamstwa. Mitem jest stwierdzenie iż jest on składnikiem spożywczym potegującym smak. Prawda z kolei jest, jak zwykle przyziemna i nieskomplikowana, Glutaminian to substancja chemiczna, narkotyczna,uzależniająca która przechodzi z przez komórki śluzowe do krwi a nastepnie do mózgu zakłucając pracę rdzenia mózgowego. Wszysko to dzięki budowie molekuł glutaminianu, które są wystarczająco małe by pokonać barierę krew-mózg.


Hisoria glutaminianu wskazuje jednak na bardziej pozytywne scenariusze. Został on wynaleziony w 1908 roku przez Japońskiego naukowca Kikunae Ikeda, jako wyizolowany związek z listownicy japońskiej o nazwie kwasu glutaminowego, nasi wschodni przyjaciele byli tak zafascynowani odkryciem swojego rodaka iż nazwali tę przyprawę "Aji-no-moto" co w naszym języku oznacza-istota smaku. Sam smak został nazwany umami jako piąty w palecie sensorycznej (słodki, słony, kwaśny, gorzki, umami). Czym jest naprawdę? Glutaminian to oszukiwacz smaku, podszywa się pod różne smaki, dodawany jest do produktów niskiej jakości w celu złudnego polepszenia smaku i zapachu, a także po to by uzależnić konsumenta od produktu w którym występuje. Producenci żywności dodają go bez opamiętania do swoich produktów, a możemy znaleźć go dosłownie wszedzie od mrożonek do chipsów i przekąsek. Wiedzie prym jako dodatek do gotowych dań, zup, sosów i produktów typu instant. Jest jednocześnie wyznacznikiem jakości produktów, im jest go więcej tym jakość produktu jest niższa. Spożywany w nadmiernych ilościach ma bardzo zgubny wpływ na organizm człowieka, rozpoczynając od alergii, poprzez choroby oddechowo-krążeniowe, aż po nowotwory. Glutaminian został sklasyfikowany przez FDA i UE jako substancja nieszkodliwa, jednak poprzez jego wpływ na funkcjonowanie rdzenia mózgowego, ma bezpośredni wpływ na podstawowe funkcje naszego ciała, oraz odczucia, logicznie stając się substancją szkodliwą. Osoby nadużywające glutaminianu, są lub stają się najczęściej ofiarami śmieciowego jedzenia, fast foodów i niskiej jakości odpadków.Natura wyposażyła nas w sensorykę dla naszego zdrowia i bezpieczeństwa, byśmy z łatwością mogli odróżnić dobre dla nas jedzenie od złego. Gulutaminian nam tę zdolność odbiera. A ile wy zjadacie glutaminianu? Teraz spójrzcie na swój dzienny jadłospis i odpowiedzcie sobie sami. Parówki, zupki chińskie, fast foody, przekąski, gotowe dania, mrożonki. Zachęcam do testu. Przy następnych zakupach zanim włożycie produkt do koszyka, sprawdźcie czy zawiera glutaminian, jeśli tak odłóżcie. Przekonacie się jak gwałtownie wzrośnie czas zakupów za pierwszym razem. Ten artykuł nie ma na celu zniechęcić kogokolwiek do kupowania ulubionej żywności a jedynie do refleksji i prób dokonania lepszego wyboru. Jak pokazuje historia niektóre produkty zawierają naturalnie występujący glutaminian, jak na przykład Kobu. Unikać powinniśmy sztucznego,syntetycznego odpowiednika, dodawanego do produktu tylko by nas oszukać.

Spodobał Ci się ten artykuł, podziel się nim ze znajomymi. Masz jakieś wątpliwości, zapytaj mnie a  na pewno odpowiem. Chciałbyś coś dodać, zostaw komentarz.
Spójrzcie, po włosku - "pomarańcze ryżowe", z kolei po polsku-"kulki ryżowe". I już wiadomo gdzie traktuje się gotowanie jak sztukę i kocha się jedzenie. Arancini są częścią prostej włoskiej kuchni domowej a ich przygotowanie jest dziecinnie proste. Co udowadnia fakt iż przygotowały je ostatnio ze mną dwa małe szkraby. Ich smak zniewala, a prosta forma zaskakuje. Jeżeli skorzystaliście z któregokolwiek z tych przepisów: Pierś z kurczaka z białym risotto , Łosoś w boczku na białym risotto z sałatką z hartowanych warzyw. i za sprawą niewytłumaczalnych okoliczności, pozostało wam troche risotto, to nadszedł właśnie moment kiedy coś pysznego możecie zamienić w coś niewyobrażalnie pysznego, a mówiąc dokładnie Arancini di Riso.



Składniki na około 20 kulek :
- 0,5 kg gotowego risotto
- mała mozzarella
- 100 ml świeżej bułki tartej
- 100g parmezanu
- pęczek natki pietruszki
- 4 jajka
- 200 ml suchej bułki tartej
- sól morska
- pieprz
- olej rzepakowy do głębokiego smażenia

Przygotowanie:
 Do risotto dodajemy świeżą bułkę tartą, poszatkowaną natkę pietruszki, 1 jajko, ścieramy na tarce 100 g parmezanu, dodajemy sól i pieprz do smaku, a następnie delikatnie mieszamy, tak by nie rozcierać ugotowanego ryżu. Z gotowej masy, zwilżonymi dłońmi formujemy kulkę wielkości piłki do golfa, następnie lekko ją zgniatamy, robimy dziurkę na środku i wkładamy do niej kawałek mozzarelli wielkości złotówki, całość na powrót formujemy w piłeczkę wkładamy do strzepanego jajka i panierujemy w bułce tartej. Gotowe kulki smażymy w głębokim oleju do uzyskania złotego koloru. Arancini najlepiej jeść gorące, kiedy jeszcze parmezan i mozzarella są miękkie, i udzielają swojego aromatu najbardziej, ale można je jeść także na zimno, bez obaw o spadek jakości doznań sensorycznych. Tak jak napisałem na początku przygotowanie arancini jest dziecinnie proste, a jednak nie do końca jest to prawdą no bo skąd niby mielibyśmy mieć pozostałe risotto?



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.

Jest jednym z symboli kuchni sycylijskiej, równie popularnym w kuchni włoskiej jak oliwa, czy pomidory lub parmezan. Stanowi idealne dopełnienie dla większości potraw kuchni sycylijskiej, i podawana jest do wszystkich makaronów jako aromatyczny dodatek. Mowa tutaj o świeżej bułce tartej, którą robi się ze świeżego chleba, ziół i przypraw. Jej zastosowanie nie ma granic a zalety są nieocenione. Możemy w prosty sposób zrobić ją samemu w domu, by cieszyć się jej unikalnymi właściwościami na co dzień. U mnie w domu pojawiła się całkiem niedawno w towarzystwie przepisu na Spaghetti z pikantnymi krewetkami po sycylijsku.



Składniki na bułkę tartą:

- kilka kromek białego pieczywa (tyle by uzyskać około 300 ml gotowej bułki tartej)
- 4 ząbki czosnku
- pęczek pietruszki natki
- świeże oregano
- sok z cytryny
- pieprz
- sól morska
- suszone chili


Do robota kuchennego wrzucamy pokrojone w kawałki kromki chleba, pozbawione skóry, i pulsacyjnie rozdrabniamy do uzyskania konsystencji grubszej bułki tartej. Następnie dodajemy posiekany czosnek, pietruszkę i oregano, mielimy wszystko jeszcze raz, dodajemy sok z połowy cytryny, dużą szczyptę soli morskiej, odrobinę pieprzu a także płatki chili. Miksujemy do uzyskania jednakowej konsystencji, miękkiej bułki tartej.  Gotowy wyrób układamy równą, cienką, warstwą na papierze do pieczenia a następnie wkładamy do rozgrzanego do 180 C piekarnika na około 10 min, do uzyskania złotego koloru.

Składniki na 4 porcje spaghetti:

-  makaron spaghetti na 4 porcje
- 10 dużych, świeżych krewetek
- 4 ząbki czosnku
- 1 łyżka siekanej bazylii
- 1 łyżka siekanego oregano
- 1 łyżka siekanego tymianku
- płatki chili do smaku
- oliwa z oliwek
- sok z całej cytryny
- pieprz
- sól morska

Przygotowanie:

Krewetki obieramy z pancerzy i nacinamy od strony grzbietu w celu usunięcia żyłek. Tak przygotowane krewetki, marynujemy w marynacie przygotowanej z 5 łyżek oliwy z oliwek, siekanego czosnku, bazylii, oregano, tymianku, chili, soku z połowy cytryny soli i pieprzu, przez co najmniej 30 min. Następnie wkładamy ułożone na blasze i polane marynatą do piekarnika rozgrzanego do 180 C na górny ruszt, na około 10 min, do momentu aż nam się pięknie zarumienią i zwiną w kłębki. W międzyczasie gotujemy spaghetti al dente wyciągamy z wody i wkładamy do misy dodając resztę marynaty, parę łyżek oliwy z oliwek, sok z połowy cytryny oraz sól. Dokładnie mieszamy, a następnie układamy nasze krewetki i bogato posypujemy ziołową bułką tartą.




Serwis:

Na talerz nakładamy solidną porcję makaronu, na którym układamy krewetki oraz dekoracje z bazylii, dodatkowo posypujemy bułka tartą i serwujemy z tartym parmezanem oraz dodatkową bułką tartą.



Życzę wszystkim smacznego , zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.