Kucharz w terenie, shabu shabu

Moja wiekopomna podróż do Warszawy, skrywa jeszcze jedną perłę kulinarną. Pierwszego dnia mojego przyjazdu, mój szwagier z żoną zabrali mnie do restauracji, która do dziś wzbudza we mnie nostalgię, na myśl że mieszkając w okolicy Krakowa, nie mogę tam jadać codziennie. Zabawny jest fakt że znaleźliśmy się tam praktycznie przez przypadek, bo to zdjęcie mojego Ramenu zainspirowało ich do tej propozycji. Kiedy tylko usłyszałem shabu shabu, powiedziałem że, z nimi czy bez nich zjem tam dzisiaj kolację. Na szczęście pojechaliśmy razem.


Zanim zobaczycie jak z mojej miski wychodzi krab, poznajcie parę faktów na temat shabu shabu. Tak zwany gorący kociołek, pochodzi z japoni, i składa się z bulionu w którym będziemy gotować nasze dodatki, makaronu, oraz rzeczonych dodatków, takich jak mięsa, warzywa, ryby, sery.
Cała przyjemność polega na tym że to my sami decydujemy z jakiego bulionu skorzystamy czy też dodatków, w tym przypadku mieliśmy do wyboru Tajski, Wietnamski oraz wegetariański. Mój wybór padł na Wietnamski. Następnie makaron, ryżowe, sojowe i takie tam, tego już nie pamiętam. Z kolei dodatki:

   

W tym przypadku genialnie sprawdza się powiedzenie "jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz". Jak dobierzecie odpowiednie dodatki, to uczta będzie idealna, od makaronu aż po bulion. Na moim talerzu znalazły się: wołowina, wieprzowina, krab, kiełki, brokuł, seler japoński oraz grzyby enoki. Podkradałem też kapustę bok choy od współbiesiadników. 

Shabu shabu, jest świetnym sposobem na długą kolację ze znajomymi, z miłą pogawędką, lub na kolacje rodzinną. Przesiedzieliśmy pół wieczora najedliśmy się okrutnie a po sprawie wyglądało to tak:
    
Życzę wszystkim smacznego, zapraszam do polubienia, subskrybowania, udostępniania mojego bloga oraz polecenia znajomym.

0 komentarze :

Prześlij komentarz